No, w końcu znalazłam czas, żeby coś napisać. Ta nauka mnie kiedyś wykończy. Serio, dawno nie czułam się tak zmęczona na samą myśl o zwleczeniu się z łóżka x) Mam nadzieję, że rozdział przypadnie do gustu, połowę pisałam w nocy, więc wyszło jak wyszło, miałam jakiś dziwny nastrój. Enjoy! ^^
Orochimaru wpatrywał się we mnie z przymrużonymi oczami sprawiając, że na moim ciele zaczęła pojawiać się gęsia skórka. Był na swój sposób po prostu… obleśny. Obleśnie przerażający, do tego stopnia, że czułam, jak moje nogi przyrastają do podłoża. Samo wzięcie głębszego oddechu sprawiało, że jego źrenice zwężały się, zupełnie, jak u czającego się kota. Zmusiłam się, by odwzajemnić spojrzenie i spróbowałam przybrać obojętny wyraz twarzy.
-
Z tego, co mi wiadomo, wszystko już sobie wyjaśniliście z Kyo. Mógłbyś zatem
użyczyć mi kogoś, kto pokazałby mi mój pokój? – spytałam względnie spokojnym
tonem, na co gad tylko się uśmiechnął.
-
Ależ nie będzie takiej potrzeby. Dzielisz pokój razem ze swoim mężem, to chyba
naturalne, mam rację? – Na moment zapomniałam jak się oddycha i już miałam
głośno zaprotestować, gdy poczułam uścisk na ramieniu. O wilku mowa.