niedziela, 21 kwietnia 2013

Rozdział 11 - ''Koniec końców...''

No, w końcu znalazłam czas, żeby coś napisać. Ta nauka mnie kiedyś wykończy. Serio, dawno nie czułam się tak zmęczona na samą myśl o zwleczeniu się z łóżka x) Mam nadzieję, że rozdział przypadnie do gustu, połowę pisałam w nocy, więc wyszło jak wyszło, miałam jakiś dziwny nastrój. Enjoy! ^^



           Orochimaru wpatrywał się we mnie z przymrużonymi oczami sprawiając, że na moim ciele zaczęła pojawiać się gęsia skórka. Był na swój sposób po prostu… obleśny. Obleśnie przerażający, do tego stopnia, że czułam, jak moje nogi przyrastają do podłoża. Samo wzięcie głębszego oddechu sprawiało, że jego źrenice zwężały się, zupełnie, jak u czającego się kota. Zmusiłam się, by odwzajemnić spojrzenie i spróbowałam przybrać obojętny wyraz twarzy.
            - Z tego, co mi wiadomo, wszystko już sobie wyjaśniliście z Kyo. Mógłbyś zatem użyczyć mi kogoś, kto pokazałby mi mój pokój? – spytałam względnie spokojnym tonem, na co gad tylko się uśmiechnął.
            - Ależ nie będzie takiej potrzeby. Dzielisz pokój razem ze swoim mężem, to chyba naturalne, mam rację? – Na moment zapomniałam jak się oddycha i już miałam głośno zaprotestować, gdy poczułam uścisk na ramieniu. O wilku mowa.

            - Oczywiście, że tak. Już ją zabieram. – Tym razem to ja zmrużyłam oczy, ale z powodu powoli rosnącej we mnie irytacji. Rozumiałam wszystko, naprawdę. Działanie pod przykryciem, udawanie, że nic się nie zmieniło. I jednocześnie wiedziałam, że to się nie uda. Zinfiltrowanie laboratorium Sannina było fizycznie niemożliwe, jeśli nie było się jego prawą ręką. A już na pewno nie miałam na to szans ja. Dlaczego więc byłam tu potrzebna?
            - Nie wiem, co kombinujecie, ale mylicie się sądząc, że wszystko pójdzie po waszej myśli – mruknęłam pod nosem, gdy brunet prowadził mnie przez podziemne korytarze. Dlaczego wszyscy źli chowają się po kątach jak szczury?
            Spojrzał na mnie jakby z rozbawieniem, ale nie odezwał się dopóki nie stanęliśmy przed drzwiami, przez które mnie przepuścił, po czym zamknął je na klucz.
            - Nie wiem, co znowu wymyśliłaś, ale ja jedynie chcę, abyś dopełniła swojej części umowy. Możesz oczywiście odmówić, a wtedy postaram się, abyś w kilka sekund przypomniała sobie wszystko, co chciałaś zapomnieć. – Zacisnęłam wargi słysząc jego kpiący ton głosu. Zupełnie jak wtedy, gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy. Tylko, że wtedy nie byłam w tak beznadziejnym położeniu.
            - Oczywiście. Nie robiłam nic innego, jak tylko rozważałam tę świetną ofertę – zironizowałam chcąc ocalić resztki godności i nie dać po sobie poznać, że już od dłuższego czasu tańczę, jak mi zagra. Nie podobało mi się to i nie zamierzałam tego ukrywać.
            Wyciągnął dłoń w moją stronę chcąc dotknąć twarzy, ale momentalnie ją odtrąciłam przełykając cicho ślinę. Czy musiał wszystko tak utrudniać? Mało mu było, że tak wparował do mojego powoli układającego się życia? Owszem, ja również zachowywałam się egoistycznie, ale przynajmniej nie miałam najmniejszego zamiaru prześladować go zza grobu.
            - Nie dotykaj mnie – warknęłam. – Kyo, którego znałam już nie istnieje. – Spojrzałam mu prosto w oczy. – Jest martwy – dodałam lodowato odwracając się i odkładając plecak na łóżko. Nie doczekałam się z jego strony żadnej reakcji. Nie padło ani jedno słowo, żadna próba zmiany mojego zdania. Byłam mu za to wdzięczna.
            - Idę złożyć raport. Wrócę wieczorem. – Usłyszałam trzaśnięcie drzwi i już go nie było. Zacisnęłam dłonie w pięści czując, jak moje oczy zaczynają piec, a pod powiekami powoli zbierają się łzy. Jak niby miałam sobie z tym wszystkim poradzić sama? Przetarłam twarz i z głośnym westchnieniem opadłam na pościel. 

            Zimne dłonie dotykające rozpalonej skóry, ciepły oddech na szyi. Palce zaciskające się na koszuli, przyciągające go bliżej. Dłoń wsuwająca się w jej włosy i szarpiąca je lekko, tak by odchyliła się bardziej do tyłu. Po chwili ręce oplatające jej talię i wsuwające się pod cienki t-shirt. Przymyka oczy, podczas gdy on obserwuje ją uważnie, bez emocji. Po chwili pochyla się, a ona czuje ostry ból w okolicy żeber. 

            Otworzyłam gwałtownie oczy i zerwałam się do siady próbując opanować drgawki i złapać oddech. Obrazy ze snu wciąż pojawiały się i znikały, z każdą chwilą coraz bardziej rozmyte. A ta kobieta wydawała się tak znajoma… 


            - Yuuko?

            Zignoruj to.  
Tylko tyle i ani słowa wyjaśnienia. A więc tak wyglądały jej wspomnienia… 
           Nie byłam pewna, czy chcę wiedzieć więcej, ale nie wiadomo, dlaczego, postanowiłam drążyć temat. 
            - Kim on był? Bo nie powiesz mi, że przypadkowym przechodniem.
            - Ale ty się wścibska zrobiłaś, dziewczynko. Jeśli nie przestaniesz, specjalnie pokażę ci resztę moich wspomnień, a uwierz, że nie będą one tak przyjemne jak to.
            - Dlaczego pojawił się ból?
            - Jesteś naprawdę uciążliwa, wiesz? Ale dobrze, powiem ci. Był mężczyzną, który skazał mnie na to, czym teraz jestem. Kimś, kto bez wahania i wyrzutów sumienia wykorzystał głupią mnie, jaką niegdyś byłam. W jakim celu? Jedynie po to, by zabić nudę, mogłabym powiedzieć, bo nie widzę żadnego innego sensu, w tych ich eksperymentach, które przeprowadzali. A ja, jak ta idiotka, zignorowałam zdrowy rozsądek wmawiając sobie, że różnił się od innych. Że naprawdę mu zależało. I w ten sam sposób postępujesz ty, gdy tylko w grę wchodzi ten walnięty marionetkarz. 

            - Sasori nigdy mnie nie skrzywdzi.
            Nie zauważyłam, że słowa te wypowiedziałam na głos do momentu, w którym usłyszałam głos Kyo za moimi plecami.
           - Ach tak? Skąd ta pewność? – Odwróciłam się do niego przodem, ale na jego twarzy nie dostrzegłam niczego, poza lekkim zainteresowaniem podszytym drwiną.
            - Znikąd. Po prostu jest. A o to chyba właśnie… - urwałam, bo na jego policzku nagle pojawiło się… pęknięcie?
            Uciekaj! - Głos Yuuko odbił się głośnym echem w mojej głowie i momentalnie wyszarpnęłam katanę zza pasa, gdy stanął w drzwiach, by je zagrodzić. Pęknięcie powiększyło się nieznacznie. Czym do cholery był? Zacisnęłam palce mocniej na rękojeści próbując opanować drżenie. Nieważne, czym, nadal pozostawał Kyo. Jak mogłam go zaatakować? Nie potrafiłam.
            - Widzę, że podjąłem odpowiednią decyzję, Sonoko Rin – Cichy syk wypełnił pomieszczenie, a gad przekroczył prób pokoju. – Masz coś, co mnie intryguje i jest mi potrzebne do dalszych badań. Będę wdzięczny, jeśli nie będziesz się opierać. – Wiedział o Yuuko. Jak? Nawet Lider nie zdawał sobie sprawy z jej istnienia.
            - Nie oddam ci jej – wycedziłam. W następnej sekundzie moja broń zderzyła się z kunai Kyo. Chęć walki momentalnie ze mnie wyparowała.
            - Pozwolę się nie zgodzić. Nie bez powodu bawiłem się w wskrzeszanie twojego drogiego męża. Wiedziałem, że nie będziesz w stanie się mu sprzeciwić, choć i tak muszę przyznać, że mocno zdziwił mnie twój opór. Nie spodziewałem się, że Sasori będzie miał na ciebie aż taki wpływ. – W jego głosie było czyste szyderstwo. Posiadanie nade mną przewagi i perfidne wykorzystywanie jej sprawiało mu chorą przyjemność.
            - A ja nie spodziewałam się, że tak szybko zareagujesz. – Grałam na zwłokę i modliłam się, by Akatsuki szybko zaczęło się o mnie „martwić”.
            - Czas jest dla mnie bardzo ważny, moja droga. Im dłużej cię nie ma, tym dłużej Pain zagłębia się w szczegóły wydarzeń w Ame-gakure. Nie ma możliwości, by się nie zorientował, co się stało i dlaczego tu jesteś. Dlatego muszę dostać moją nową zabawkę jak najprędzej. – Na Jashina, w którego wierzy ten zbol Hidan, jak bardzo ten gad mógł mnie jeszcze obrzydzić? Samo patrzenie na jego pełny satysfakcji uśmiech przyprawiało mnie o odruch wymiotny. A beznadziejność sytuacji, w jakiej się znalazłam, była nie do opisania. Oby Lider obdarzony był większą inteligencją, niż go o to posądzałam i zaczął działać, zanim zostanie ze mnie kupka popiołu…
            - A więc wskrzesiłeś Kyo? Bzdura. Przywołałeś jedynie jego ciało i to w dodatku niezbyt sprawnie, bo już zaczęło się rozpadać. – Prychnęłam chcąc jak najdłużej podtrzymać tę rozmowę.
            - Masz rację, że nie wytrzymało tyle, ile miało, ale co do jednego grubo się mylisz. To nie tylko ciało. Wszystkie wspomnienia, uczucia są na swoim miejscu.
            Moje usta same rozchyliły się ze zdziwienia. Cały ten czas raniłam go, choć już nie żył? Każdym słowem odmowy sprawiałam mu ból, bo nie dowierzałam, że naprawdę istnieje. Złamałam wszystkie obietnice, że zawsze będę przy nim, a on będzie dla mnie najważniejszy. Po prostu kłamałam… 


           

            *Siedziba Akatsuki:
            - Nagato, jesteś pewien, że powinieneś puszczać ich samych? Dobrze wiesz, że Sasori może szybko stracić nad sobą panowanie. – Konan pojawiła się na środku jego gabinetu i zajęła miejsce naprzeciwko biurka. Lider uśmiechnął się lekko.
            - I właśnie dlatego poszedł z nim Itachi, a nie ten przygłup Deidara.  Spokojnie, jestem pewien, że sobie poradzą. Poza tym, może się okazać, że Rin wcale nie będzie potrzebowała pomocy – dodał, na co niebieskowłosa spojrzała na niego nic nie rozumiejąc.
            - Co masz na myśli?- Itachi dostarczył mi ciekawą informację. Mianowicie, Rin będąc w świątyni pochłonęła pewną… istotę. Yuuko Yaramashi. Ze starych akt wynika, że była mieszkanką Iwa-gakure. Dziedziczka jednego z potężniejszych klanów. Została wygnana za sprzeciwienie się radzie wioski, a jej rodzina straciła wszelkie przywileje. Słuch po niej zaginął i dopiero po kilku latach pojawiła się w innych dokumentach. Została poddana eksperymentom rodziny Sonoko. Jakieś pięćdziesiąt lat temu. – Uśmiech na twarzy Paina tylko bardziej się powiększył przyprawiając kobietę o dreszcze. – Tak, zdecydowanie dobrze zrobiłem pozwalając tej dziewczynie tu zostać. Nigdy bym nie pomyślał, że tak użyteczny nabytek trafi w moje ręce.  


            *Kryjówka Orochimaru:
            Zacisnęłam dłonie w pięści czując, jak łańcuch boleśnie wbija się w moje nadgarstki. Zalała mnie kolejna fala bólu i z trudem powstrzymałam krzyk, na co gad uśmiechnął się szeroko, w dłoni trzymając pokrwawiony kunai. Mój oddech powoli stawał się coraz bardziej urywany, gdy usłyszałam dziwne chrupnięcie i otworzyłam szeroko oczy z trudem hamując łzy.
            - Jesteś pewna, że chcesz to kontynuować? Moja droga, nie chciałbym łamać nic więcej. – Tym razem to ja się zaśmiałam, choć zabrzmiało to bardziej jak charknięcie.
            - Nie rozśmieszaj mnie.
            - Jak sobie życzysz. Wyjdzie sama albo wyciągnę ją z ciebie siłą. Twój wybór. 

            - Rin…
            - Zamknij się i ani się waż nic robić.
            - Jesteś idiotką.
          - A ty masz się przymknąć, do cholery! Po prostu wyłącz się na wszystko, co się dzieje. Nie wolno ci trafić w jego łapska, jasne?! 

            Dlaczego chciałam ją tak usilnie w sobie zatrzymać? Nawet jej nie lubiłam, ale miałam przeczucie, że powinnam zostawić ją w sobie. Byłyśmy podobne, tak jak powiedziała. Nie czułam do niej za grosz sympatii czy współczucia, ale sama jej obecność zaczęłam w pewnym momencie wpływać na mnie uspokajająco. Czułam się pewnie, bo nie byłam już sama. Tylko, że i tak koniec końców skazywałam na samotność innych.
            Ochrypły wrzask wydobył się z mojego gardła dopiero w momencie, gdy dłoń gada spoczęła na moim brzuchu. Drugą wykonywał pieczęcie i mruczał coś pod nosem, czego nie byłam w stanie zrozumieć. Obraz powoli mi się zamazywał, a ciało zaczynało drętwieć.  

            - Jesteś pewien, że to tutaj, Itachi? – Brunet kiwnął głową uaktywniając Sharingan.
            - Przepływ chakry i jej natężenie nie są normalne. Nie należą jednak do Orochimaru. – Wskazał ręką na boczny korytarz, którego podłoga pochylała się i prowadziła bardziej pod ziemię. – Tędy. Kilka sekund biegu i znaleźli się w ogromnym pomieszczeniu przypominającym laboratorium.
            Dostrzegli ją przywieszoną łańcuchami przy jednej ze ścian. Ubrania były w strzępach, a na odsłoniętym brzuchu widniały czarne tatuaże, których nie dało się w całości ujrzeć przez zasłaniającą je niemal skrzepniętą już krew, która spływała z otartych nadgarstków i kilku innych ran. Głowa zwisała bezwładnie i nie było słychać jej oddechu, klatka piersiowa również pozostawała nieruchoma.
            Lalkarz na moment zamarł wpatrując się w nią z niedowierzaniem. Jakby mechanicznie wykonał pierwszy krok w jej stronę, ale zatrzymał go mocny uścisk Itachi’ego na ramieniu.
            - Czekaj – powiedział chłodno, po czym wskazał w kąt pomieszczenia, z którego powoli wyłonił się Sannin. – Co jej jest?
            Orochimaru uśmiechnął się, jednak nie wyglądał na zadowolonego.
            - Cóż, muszę przyznać, że nie wszystko poszło tak, jak planowałem. – Zerknął znacząco na Rin. – Uparta dziewucha, jak mało która. Początkowo chciałem wyciągnąć z niej to coś zwyczajnie ją torturując, ale nie podziałało. Zwykła strata czasu, choć bawiłem się nawet nieźle. Następnie spróbowałem z kilkoma jutsu, jednak z niewiadomych mi przyczyn, żadne z nich nie podziałało. Zupełnie jakby jej wnętrze było całkowicie puste. Irytujące, nie powiem. Już miałem przejść do kolejnej próby, kiedy zjawiliście się wy.
            - Oddaj nam ją albo obrócę tę twoją norę w proch – warknął czerwonowłosy.
            - Och, nie ma problemu. Nie dostałem tego, czego chciałem i nie było sposobu, aby to z niej wyciągnąć, a więc przestała być potrzebna. To coś prawdopodobnie również nie żyje. – Orochimaru uśmiechnął się po raz ostatni, zanim zniknął w kłębach dymu, a Uchiha momentalnie znalazł się przy ciele dziewczyny. Obejrzał się na lalkarza, ale ten stał nieruchomo analizując słowa Sannina. Po chwili spojrzał na bruneta, a tamten obrzucił Rin spojrzeniem, po czym pokręcił przecząco głową.
            - Zabierzmy ją do siedziby – powiedział cicho, uwalniając ją i biorąc delikatnie na ręce. Bez słowa minął Sasori’ego, który wbijał wzrok w ziemię, a jego ramiona lekko się zatrzęsły. 

2 komentarze:

  1. Coś Ty, Kochana, nie możesz nam jej zabić! Wierzę w jakieś cudowne zmartwychwstanie, czy coś. ;)
    I niezmiernie się cieszę, że wróciłaś. Brakowało mi dobrego opowiadania, na odpowiednim poziomie, które mogłabym przeczytać. Twoje fabuła nie przypomina jednego schematu: dziewczyna w akatsuki - zakochuje się - i żyli długo i szczęśliwie. I to Ci się chwali. :)
    Pisz szybciutko coś nowego. :>
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Czeeeekam z niecierpliwością niech coś się dokłądnie zacznie dziać z Rin i Sasorim prooosze :) Świetnie piszesz i dobierasz muzyke ;)

    ~Tamara

    OdpowiedzUsuń

Music