No, w końcu znalazłam czas, żeby coś napisać. Ta nauka mnie kiedyś wykończy. Serio, dawno nie czułam się tak zmęczona na samą myśl o zwleczeniu się z łóżka x) Mam nadzieję, że rozdział przypadnie do gustu, połowę pisałam w nocy, więc wyszło jak wyszło, miałam jakiś dziwny nastrój. Enjoy! ^^
Orochimaru wpatrywał się we mnie z przymrużonymi oczami sprawiając, że na moim ciele zaczęła pojawiać się gęsia skórka. Był na swój sposób po prostu… obleśny. Obleśnie przerażający, do tego stopnia, że czułam, jak moje nogi przyrastają do podłoża. Samo wzięcie głębszego oddechu sprawiało, że jego źrenice zwężały się, zupełnie, jak u czającego się kota. Zmusiłam się, by odwzajemnić spojrzenie i spróbowałam przybrać obojętny wyraz twarzy.
-
Z tego, co mi wiadomo, wszystko już sobie wyjaśniliście z Kyo. Mógłbyś zatem
użyczyć mi kogoś, kto pokazałby mi mój pokój? – spytałam względnie spokojnym
tonem, na co gad tylko się uśmiechnął.
-
Ależ nie będzie takiej potrzeby. Dzielisz pokój razem ze swoim mężem, to chyba
naturalne, mam rację? – Na moment zapomniałam jak się oddycha i już miałam
głośno zaprotestować, gdy poczułam uścisk na ramieniu. O wilku mowa.
- Oczywiście, że tak. Już ją zabieram. –
Tym razem to ja zmrużyłam oczy, ale z powodu powoli rosnącej we mnie irytacji.
Rozumiałam wszystko, naprawdę. Działanie pod przykryciem, udawanie, że nic się
nie zmieniło. I jednocześnie wiedziałam, że to się nie uda. Zinfiltrowanie
laboratorium Sannina było fizycznie niemożliwe, jeśli nie było się jego prawą
ręką. A już na pewno nie miałam na to szans ja. Dlaczego więc byłam tu
potrzebna?
- Nie wiem, co kombinujecie, ale mylicie
się sądząc, że wszystko pójdzie po waszej myśli – mruknęłam pod nosem, gdy
brunet prowadził mnie przez podziemne korytarze. Dlaczego wszyscy źli chowają
się po kątach jak szczury?
Spojrzał na mnie jakby z rozbawieniem, ale
nie odezwał się dopóki nie stanęliśmy przed drzwiami, przez które mnie
przepuścił, po czym zamknął je na klucz.
- Nie wiem, co znowu wymyśliłaś, ale ja
jedynie chcę, abyś dopełniła swojej części umowy. Możesz oczywiście odmówić, a
wtedy postaram się, abyś w kilka sekund przypomniała sobie wszystko, co
chciałaś zapomnieć. – Zacisnęłam wargi słysząc jego kpiący ton głosu. Zupełnie
jak wtedy, gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy. Tylko, że wtedy nie byłam w tak
beznadziejnym położeniu.
- Oczywiście. Nie robiłam nic innego, jak
tylko rozważałam tę świetną ofertę – zironizowałam chcąc ocalić resztki
godności i nie dać po sobie poznać, że już od dłuższego czasu tańczę, jak mi
zagra. Nie podobało mi się to i nie zamierzałam tego ukrywać.
Wyciągnął dłoń w moją stronę chcąc dotknąć
twarzy, ale momentalnie ją odtrąciłam przełykając cicho ślinę. Czy musiał
wszystko tak utrudniać? Mało mu było, że tak wparował do mojego powoli
układającego się życia? Owszem, ja również zachowywałam się egoistycznie, ale
przynajmniej nie miałam najmniejszego zamiaru prześladować go zza grobu.
- Nie dotykaj mnie – warknęłam. – Kyo,
którego znałam już nie istnieje. – Spojrzałam mu prosto w oczy. – Jest martwy –
dodałam lodowato odwracając się i odkładając plecak na łóżko. Nie doczekałam
się z jego strony żadnej reakcji. Nie padło ani jedno słowo, żadna próba zmiany
mojego zdania. Byłam mu za to wdzięczna.
- Idę złożyć raport. Wrócę wieczorem. –
Usłyszałam trzaśnięcie drzwi i już go nie było. Zacisnęłam dłonie w pięści
czując, jak moje oczy zaczynają piec, a pod powiekami powoli zbierają się łzy.
Jak niby miałam sobie z tym wszystkim poradzić sama? Przetarłam twarz i z
głośnym westchnieniem opadłam na pościel.
Zimne dłonie dotykające rozpalonej skóry,
ciepły oddech na szyi. Palce zaciskające się na koszuli, przyciągające go
bliżej. Dłoń wsuwająca się w jej włosy i szarpiąca je lekko, tak by odchyliła
się bardziej do tyłu. Po chwili ręce oplatające jej talię i wsuwające się pod
cienki t-shirt. Przymyka oczy, podczas gdy on obserwuje ją uważnie, bez emocji.
Po chwili pochyla się, a ona czuje ostry ból w okolicy żeber.
Otworzyłam gwałtownie oczy i zerwałam się
do siady próbując opanować drgawki i złapać oddech. Obrazy ze snu wciąż
pojawiały się i znikały, z każdą chwilą coraz bardziej rozmyte. A ta kobieta
wydawała się tak znajoma…
- Yuuko?
Zignoruj to.
Tylko tyle i ani słowa wyjaśnienia. A więc tak wyglądały jej wspomnienia…
Tylko tyle i ani słowa wyjaśnienia. A więc tak wyglądały jej wspomnienia…
Nie byłam pewna, czy chcę wiedzieć więcej, ale
nie wiadomo, dlaczego, postanowiłam drążyć temat.
- Kim on był? Bo nie powiesz mi, że
przypadkowym przechodniem.
- Ale ty się wścibska zrobiłaś,
dziewczynko. Jeśli nie przestaniesz, specjalnie pokażę ci resztę moich
wspomnień, a uwierz, że nie będą one tak przyjemne jak to.
- Dlaczego pojawił się ból?
- Jesteś naprawdę uciążliwa, wiesz? Ale
dobrze, powiem ci. Był mężczyzną, który skazał mnie na to, czym teraz jestem.
Kimś, kto bez wahania i wyrzutów sumienia wykorzystał głupią mnie, jaką niegdyś
byłam. W jakim celu? Jedynie po to, by zabić nudę, mogłabym powiedzieć, bo nie
widzę żadnego innego sensu, w tych ich eksperymentach, które przeprowadzali. A
ja, jak ta idiotka, zignorowałam zdrowy rozsądek wmawiając sobie, że różnił się
od innych. Że naprawdę mu zależało. I w ten sam sposób postępujesz ty, gdy
tylko w grę wchodzi ten walnięty marionetkarz.
- Sasori nigdy mnie nie skrzywdzi.
Nie zauważyłam, że słowa te wypowiedziałam
na głos do momentu, w którym usłyszałam głos Kyo za moimi plecami.
- Ach tak? Skąd ta pewność? – Odwróciłam
się do niego przodem, ale na jego twarzy nie dostrzegłam niczego, poza lekkim
zainteresowaniem podszytym drwiną.
- Znikąd. Po prostu jest. A o to chyba
właśnie… - urwałam, bo na jego policzku nagle pojawiło się… pęknięcie?
Uciekaj! - Głos Yuuko odbił się głośnym echem w mojej
głowie i momentalnie wyszarpnęłam katanę zza pasa, gdy stanął w drzwiach, by je
zagrodzić. Pęknięcie powiększyło się nieznacznie. Czym do cholery był?
Zacisnęłam palce mocniej na rękojeści próbując opanować drżenie. Nieważne,
czym, nadal pozostawał Kyo. Jak mogłam go zaatakować? Nie potrafiłam.
- Widzę, że podjąłem odpowiednią decyzję,
Sonoko Rin – Cichy syk wypełnił pomieszczenie, a gad przekroczył prób pokoju. –
Masz coś, co mnie intryguje i jest mi potrzebne do dalszych badań. Będę
wdzięczny, jeśli nie będziesz się opierać. – Wiedział o Yuuko. Jak? Nawet Lider
nie zdawał sobie sprawy z jej istnienia.
- Nie oddam ci jej – wycedziłam. W
następnej sekundzie moja broń zderzyła się z kunai Kyo. Chęć walki momentalnie ze
mnie wyparowała.
- Pozwolę się nie zgodzić. Nie bez powodu
bawiłem się w wskrzeszanie twojego drogiego męża. Wiedziałem, że nie będziesz w
stanie się mu sprzeciwić, choć i tak muszę przyznać, że mocno zdziwił mnie twój
opór. Nie spodziewałem się, że Sasori będzie miał na ciebie aż taki wpływ. – W
jego głosie było czyste szyderstwo. Posiadanie nade mną przewagi i perfidne
wykorzystywanie jej sprawiało mu chorą przyjemność.
- A ja nie spodziewałam się, że tak szybko
zareagujesz. – Grałam na zwłokę i modliłam się, by Akatsuki szybko zaczęło się
o mnie „martwić”.
- Czas jest dla mnie bardzo ważny, moja
droga. Im dłużej cię nie ma, tym dłużej Pain zagłębia się w szczegóły wydarzeń
w Ame-gakure. Nie ma możliwości, by się nie zorientował, co się stało i
dlaczego tu jesteś. Dlatego muszę dostać moją nową zabawkę jak najprędzej. – Na
Jashina, w którego wierzy ten zbol Hidan, jak bardzo ten gad mógł mnie jeszcze
obrzydzić? Samo patrzenie na jego pełny satysfakcji uśmiech przyprawiało mnie o
odruch wymiotny. A beznadziejność sytuacji, w jakiej się znalazłam, była nie do
opisania. Oby Lider obdarzony był większą inteligencją, niż go o to posądzałam
i zaczął działać, zanim zostanie ze mnie kupka popiołu…
- A więc wskrzesiłeś Kyo? Bzdura.
Przywołałeś jedynie jego ciało i to w dodatku niezbyt sprawnie, bo już zaczęło
się rozpadać. – Prychnęłam chcąc jak najdłużej podtrzymać tę rozmowę.
- Masz rację, że nie wytrzymało tyle, ile
miało, ale co do jednego grubo się mylisz. To nie tylko ciało. Wszystkie
wspomnienia, uczucia są na swoim miejscu.
Moje usta same rozchyliły się ze zdziwienia.
Cały ten czas raniłam go, choć już nie żył? Każdym słowem odmowy sprawiałam mu
ból, bo nie dowierzałam, że naprawdę istnieje. Złamałam wszystkie obietnice, że
zawsze będę przy nim, a on będzie dla mnie najważniejszy. Po prostu kłamałam…
*Siedziba Akatsuki:
- Nagato, jesteś pewien, że powinieneś
puszczać ich samych? Dobrze wiesz, że Sasori może szybko stracić nad sobą
panowanie. – Konan pojawiła się na środku jego gabinetu i zajęła miejsce
naprzeciwko biurka. Lider uśmiechnął się lekko.
- I właśnie dlatego poszedł z nim Itachi,
a nie ten przygłup Deidara. Spokojnie,
jestem pewien, że sobie poradzą. Poza tym, może się okazać, że Rin wcale nie
będzie potrzebowała pomocy – dodał, na co niebieskowłosa spojrzała na niego nic
nie rozumiejąc.
- Co masz na myśli?- Itachi dostarczył mi ciekawą informację.
Mianowicie, Rin będąc w świątyni pochłonęła pewną… istotę. Yuuko Yaramashi. Ze
starych akt wynika, że była mieszkanką Iwa-gakure. Dziedziczka jednego z
potężniejszych klanów. Została wygnana za sprzeciwienie się radzie wioski, a
jej rodzina straciła wszelkie przywileje. Słuch po niej zaginął i dopiero po
kilku latach pojawiła się w innych dokumentach. Została poddana eksperymentom
rodziny Sonoko. Jakieś pięćdziesiąt lat temu. – Uśmiech na twarzy Paina tylko bardziej
się powiększył przyprawiając kobietę o dreszcze. – Tak, zdecydowanie dobrze
zrobiłem pozwalając tej dziewczynie tu zostać. Nigdy bym nie pomyślał, że tak
użyteczny nabytek trafi w moje ręce.
*Kryjówka Orochimaru:
Zacisnęłam dłonie w pięści czując, jak
łańcuch boleśnie wbija się w moje nadgarstki. Zalała mnie kolejna fala bólu i z
trudem powstrzymałam krzyk, na co gad uśmiechnął się szeroko, w dłoni trzymając
pokrwawiony kunai. Mój oddech powoli stawał się coraz bardziej urywany, gdy
usłyszałam dziwne chrupnięcie i otworzyłam szeroko oczy z trudem hamując łzy.
- Jesteś pewna, że chcesz to kontynuować?
Moja droga, nie chciałbym łamać nic więcej. – Tym razem to ja się zaśmiałam,
choć zabrzmiało to bardziej jak charknięcie.
- Nie rozśmieszaj mnie.
- Jak sobie życzysz. Wyjdzie sama albo wyciągnę ją z ciebie siłą. Twój wybór.
- Jak sobie życzysz. Wyjdzie sama albo wyciągnę ją z ciebie siłą. Twój wybór.
- Rin…
- Zamknij się i ani się waż nic robić.
- Jesteś idiotką.
- A ty masz się przymknąć, do cholery! Po
prostu wyłącz się na wszystko, co się dzieje. Nie wolno ci trafić w jego
łapska, jasne?!
Dlaczego chciałam ją tak usilnie w sobie
zatrzymać? Nawet jej nie lubiłam, ale miałam przeczucie, że powinnam zostawić
ją w sobie. Byłyśmy podobne, tak jak powiedziała. Nie czułam do niej za grosz
sympatii czy współczucia, ale sama jej obecność zaczęłam w pewnym momencie
wpływać na mnie uspokajająco. Czułam się pewnie, bo nie byłam już sama. Tylko,
że i tak koniec końców skazywałam na samotność innych.
Ochrypły wrzask wydobył się z mojego
gardła dopiero w momencie, gdy dłoń gada spoczęła na moim brzuchu. Drugą
wykonywał pieczęcie i mruczał coś pod nosem, czego nie byłam w stanie
zrozumieć. Obraz powoli mi się zamazywał, a ciało zaczynało drętwieć.
- Jesteś pewien, że to tutaj, Itachi? –
Brunet kiwnął głową uaktywniając Sharingan.
- Przepływ chakry i jej natężenie nie są
normalne. Nie należą jednak do Orochimaru. – Wskazał ręką na boczny korytarz,
którego podłoga pochylała się i prowadziła bardziej pod ziemię. – Tędy. Kilka
sekund biegu i znaleźli się w ogromnym pomieszczeniu przypominającym
laboratorium.
Dostrzegli ją przywieszoną łańcuchami przy jednej ze ścian.
Ubrania były w strzępach, a na odsłoniętym brzuchu widniały czarne tatuaże,
których nie dało się w całości ujrzeć przez zasłaniającą je niemal skrzepniętą
już krew, która spływała z otartych nadgarstków i kilku innych ran. Głowa
zwisała bezwładnie i nie było słychać jej oddechu, klatka piersiowa również
pozostawała nieruchoma.
Lalkarz na moment zamarł wpatrując się w
nią z niedowierzaniem. Jakby mechanicznie wykonał pierwszy krok w jej stronę,
ale zatrzymał go mocny uścisk Itachi’ego na ramieniu.
- Czekaj – powiedział chłodno, po czym
wskazał w kąt pomieszczenia, z którego powoli wyłonił się Sannin. – Co jej
jest?
Orochimaru uśmiechnął się, jednak nie
wyglądał na zadowolonego.
- Cóż, muszę przyznać, że nie wszystko
poszło tak, jak planowałem. – Zerknął znacząco na Rin. – Uparta dziewucha, jak
mało która. Początkowo chciałem wyciągnąć z niej to coś zwyczajnie ją
torturując, ale nie podziałało. Zwykła strata czasu, choć bawiłem się nawet
nieźle. Następnie spróbowałem z kilkoma jutsu, jednak z niewiadomych mi
przyczyn, żadne z nich nie podziałało. Zupełnie jakby jej wnętrze było
całkowicie puste. Irytujące, nie powiem. Już miałem przejść do kolejnej próby,
kiedy zjawiliście się wy.
- Oddaj nam ją albo obrócę tę twoją norę w
proch – warknął czerwonowłosy.
- Och, nie ma problemu. Nie dostałem tego,
czego chciałem i nie było sposobu, aby to z niej wyciągnąć, a więc przestała
być potrzebna. To coś prawdopodobnie również nie żyje. – Orochimaru uśmiechnął
się po raz ostatni, zanim zniknął w kłębach dymu, a Uchiha momentalnie znalazł
się przy ciele dziewczyny. Obejrzał się na lalkarza, ale ten stał nieruchomo
analizując słowa Sannina. Po chwili spojrzał na bruneta, a tamten obrzucił Rin
spojrzeniem, po czym pokręcił przecząco głową.
- Zabierzmy ją do siedziby – powiedział cicho,
uwalniając ją i biorąc delikatnie na ręce. Bez słowa minął Sasori’ego, który
wbijał wzrok w ziemię, a jego ramiona lekko się zatrzęsły.
Coś Ty, Kochana, nie możesz nam jej zabić! Wierzę w jakieś cudowne zmartwychwstanie, czy coś. ;)
OdpowiedzUsuńI niezmiernie się cieszę, że wróciłaś. Brakowało mi dobrego opowiadania, na odpowiednim poziomie, które mogłabym przeczytać. Twoje fabuła nie przypomina jednego schematu: dziewczyna w akatsuki - zakochuje się - i żyli długo i szczęśliwie. I to Ci się chwali. :)
Pisz szybciutko coś nowego. :>
Pozdrawiam!
Czeeeekam z niecierpliwością niech coś się dokłądnie zacznie dziać z Rin i Sasorim prooosze :) Świetnie piszesz i dobierasz muzyke ;)
OdpowiedzUsuń~Tamara