sobota, 22 czerwca 2013

Rozdział 12 - "Wygrałam"

No i w końcu kolejny rozdział =) W końcu złapała mnie wena (wszystko dzięki Sasuke x)) i udało mi się coś naskrobać.
Mam poważny problem z akapitami (wychodzą nierówno, dziady jedne >_<) dlatego od dziś mym akapitem będzie po prostu 'enter' xD
Z dedykacją dla Kushiny ^^

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

           
Akasuna trzasnął drzwiami swojego pokoju, zostawiając ciało Rin Itachi'emu. Wciąż nie docierało do niego, co tak naprawdę się stało. To przecież nie było możliwe...
Ta wiecznie irytująca dziewczyna nie mogła od tak po prostu zniknąć z jego życia. Nie potrafił sobie wyobrazić dnia bez niej obok, bez tego szerokiego uśmiechu, który pojawiał się na jej twarzy, gdy tylko go ujrzała, bez naburmuszonej miny, gdy nie chciał przyznać jej w czymś racji, a nawet smutku w oczach, gdy dawał jasno do zrozumienia, że nie traktuje jej poważnie. Jak miałby sobie bez tego wszystkiego poradzić? I to w momencie, w którym zaczął dostrzegać wagę tych wszystkich drobnych gestów.
Uzależnił się od niej. Od głupiej, zagubionej dziewczynki, która kiedyś przyszła do niego szukając zapomnienia.

Siedział na skraju łóżka, opierając łokcie na kolanach i zaciskając palce na włosach i zamykając oczy. Nie było mowy, aby to miało się tak skończyć. Nie mogła go zostawić, nie w takim momencie...

*   *   *

Otaczająca mnie, dezorientująca ciemność. I żadnego więcej bólu, mimo to ogarniało mnie dziwne uczucie bezwładności, przez które z trudem udało mi się poruszyć dłonią. 

Yuuko? Co się stało? 

Wybacz, chciałaś, żebym to ja się na wszystko wyłączyła, ale idąc za tą radą, wyłączyłam również ciebie.

Słucham? Co masz na myśli?

Jesteś martwa.

Zamrugałam kilkakrotnie zastanawiając się, czy aby na pewno dobrze usłyszałam. Nie mogłam być... martwa. Przecież właśnie z nią rozmawiałam! Poza tym, nie spieszyło mi się na tamtą stronę, gdy w końcu udało mi się obudzić w Akasunie jakieś uczucia!

Wyjaśnię dogłębniej. Używając zarówno twojej, jak i mojej chakry, odcięłam wszystkie twoje funkcje życiowe tak, aby ten obślizgły gad myślał, że nie żyjesz. Poskutkowało i niemal wszystko poszło zgodnie z planem poza jedną rzeczą.

Oho, już mi się przestawało podobać, nie żeby cała ta sytuacja była dla mnie komfortowa.

Twoje ciało mocno ogranicza moje zdolności, co za tym idzie nie udało mi się użyć pełni mocy, a więc trochę zajmie zanim się obudzisz...

Trochę... Znaczy ile? 

Chyba miałam już dość rewelacji. Oto znajdowałam się nie wiadomo gdzie, prawdopodobnie ktoś właśnie zajmował się moim ciałem, bądź poddało się ono procesowi powolnego rozkładu, ale to przecież żaden problem! Wszystko poszło zgodnie z planem, tak?!

Przesadzasz, to tylko trzy dni. 

Szczęka mi opadła. Tylko?!

Trzy dni?! Do tego czasu to oni mnie po prostu zakopią! Co ty sobie wyobrażasz?! Nie było jakiegoś innego sposobu, zamiast zamieniać mnie w truposza?! 

Spokojnie, twój lider nie jest znowu aż taki głupi, zorientuje się w sytuacji.



- Nic jej nie będzie. - Lider odgarnął grzywkę z twarzy Rin, po czym spojrzał na Konan, której twarz nadal wyrażała jedynie troskę. - Dziś powinna się ocknąć. To jednak niesamowite, że były w stanie wyłączyć wszystkie czynności życiowe - dodał po chwili.

- Może i tak, ale zużyły na to ogromne ilości chakry. Gdyby nie to coś wewnątrz niej, nie byłaby w stanie dokonać czegoś takiego - wtrąciła niebieskowłosa.- Nie powinniśmy poinformować Sasori'ego i resztę?
Pain spojrzał na nią zdziwiony.

- Resztę? Dobrze wiesz, że jedynie Itachi i Sasori darzą ją sympatią, pozostali z trudem z nią wytrzymują - stwierdził. - Ale masz rację, idź po Akasunę, zanim zdemoluje mi siedzibę do końca. Ostatnie dwa dni zachowywał się jak rozpuszczony dzieciak i o mało, co nie uśmiercił nam Deidary.



Długo jeszcze? Do ciężkiej ciasnej, jeśli okaże się, że mnie pochowali, to nie ręczę za siebie, Yuuko!

Spokojnie, Lider się tobą zajął.

Och! Od razu mi lepiej!

Zrzędzisz. A teraz uspokój się i odetchnij, bo za chwilę wrócisz do żywych. Ostrzegam jednak, że twoje ciało nadal jest w opłakanym stanie...


Gdy w końcu udało mi się otworzyć oczy zrozumiałam, co miała na myśli. Czułam jedynie pulsujący ból, a cała moja skóra wydawała mi się jakby poparzona. Ktoś pochylał się nade mną, jednak obraz nadal był zamazany, dostrzegłam, więc jedynie pomarańczową plamę i od razu musiałam powstrzymywać jęknięcie. Dlaczego to właśnie ten przygłup Tobi miał być pierwszą osobą, którą widziałam na 'dzień dobry'?

- Liderze!! Rin-san się obudziła! - Nawet jego głos był wkurzający.

- Zabierz twarz - wymamrotałam próbując się podnieść, co skończyło się jedynie ostrym bólem pleców i zmusiło mnie do opadnięcia z powrotem na pościel. Gdzie ja tak w ogóle byłam?

- Widzę, że nie jest z tobą aż tak źle - skwitował Pain, a we mnie aż się zagotowało.

- A skąd! - warknęłam. - Czuję się jak nowo narodzona! - zironizowałam. - Jak ja się tu znalazłam? - spytałam po chwili.

- Wysłałem po ciebie Itachi'ego i Sasori'ego. Chcesz mi coś powiedzieć, Rin? - Aha... Dowiedział się...

- Sądzę, że Lider wie już wszystko, co chciał wiedzieć. - Spróbowałam się uśmiechnąć, ale rany na twarzy niestety i na to nie pozwoliły. Nie podobało mi się, że będzie mnie teraz wykorzystywał do każdej brudnej roboty, ale z drugiej strony miałam już pewność, że nie wywali mnie z organizacji za byle drobnostkę.

- O wiele lepiej się poczuję, jeśli usłyszę wszystko do ciebie. - To bynajmniej nie brzmiało jak zachęta do rozwinięcia tematu, wręcz przeciwnie. 

- Co ja mogę Liderowi powiedzieć? Ona po prostu we mnie jest, a lekko ograniczonymi zdolnościami. Można nawet powiedzieć, że się dogadujemy. - Z wyjątkiem tych chwil, gdy doprowadza mnie do szału...

- Jednego jednak nie rozumiem. Jakie korzyści to coś czerpie z tego układu?

"Coś"?! 

Oho, tak coś czułam, że się wkurzy...

Nie zwracaj na niego uwagi, to głupek jest. 

- Rin... - Ups! Zapomniałam o tej jego irytującej umiejętności czytania w myślach. 

- Liderze, ja sama nie wiem, o co w tym wszystkim chodzi. Możemy odłożyć tę rozmowę na kiedy indziej? Wszystko mnie boli. - O tak, argument jak żaden inny.

- Zgoda. Posłałem po Sasori'ego, chcesz się z nim zobaczyć?

W takim żałosnym stanie?! W życiu! 

- Um... no. - Spaliłam buraka przeklinając w myślach swoją słabość. Za bardzo pragnęłam się z nim zobaczyć i nic nie mogłam na to poradzić. 

Pięć minut później pożałowałam swojej decyzji, bo gdy lalkarz wpadł do pokoju nie byłam nawet w stanie kiwnąć palcem, a wyglądałam prawdopodobnie jak trzy ćwierci do śmierci. On natomiast na moment zamarł w progu, wpatrując się we mnie jak w zjawę. Po raz pierwszy widziałam go w takim stanie. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała niespokojnie, w oczach widniało niedowierzanie, ale i jakby lekki smutek. Jak zwykle przysparzałam mu samych zmartwień. I pomimo tego, że nie chciałam go takim oglądać, to jakaś część mnie odczuwała niemałą satysfakcję, że aż tak się mną przejął. 

Powoli zbliżył się do mnie i zatrzymał tuż przy krawędzi łóżka, jednak nie powiedział ani słowa. 

- Hej... - udało mi się wydusić, a on odetchnął głęboko, po czym dotknął dłonią mojego policzka, zupełnie jakby sprawdzał, czy aby na pewno jestem prawdziwa. Dlaczego musiał wydawać się tak zagubiony? To do niego nie pasowało, to ja byłam ofermą w tym 'związku'. 

Z trudem wykrzywiłam usta w lekkim uśmiechu, na co zacisnął wargi, odwrócił się na pięcie i wyszedł z pomieszczenia trzaskając drzwiami, a mnie zamurowało. O co chodziło tym razem?!



*Dwa tygodnie później*
- Jeszcze nie wrócili? - Siedziałam w pokoju Konan obżerając się słodyczami, które w akcie dobroci przyniósł nam Tobi. A już myślałam, że na nic nam się nie przyda... 

- Nie, ale Pain twierdzi, że powinni dziś wieczorem. - Od prawie tygodnia zadawałam codziennie to samo pytanie, mając na myśli lalkarza i Deidarę, którzy poszli na misję. Akasuna nie zamienił już ze mną ani słowa, mogłabym śmiało rzec, że z niewiadomych mi przyczyn, unikał mnie jak ognia. Próbowałam zrozumieć, jaki był powód jego nagłego zdystansowania się, niestety nawet długie rozmowy z niebieskowłosą nic mi nie dały. Uparcie twierdziła, że przeraził się własnych uczuć, ja jednak obstawałam przy tym, że przyprawiłam go już o wystarczające palpitacje i miał mnie po prostu dość. Im częściej nad tym rozmyślałam, tym gorszy humor miałam i zdawałam sobie sprawę, że powoli staję się nie do zniesienia. - Wszystko będzie dobrze. Jestem pewna, że potrzebował tylko trochę czasu, aby sobie wszystko poukładać.

- Dwa tygodnie to żadne trochę - wywarczałam pod nosem, wpychając do ust ente już ciastko. Przy okazji potarłam lekko swędzący nadgarstek i westchnęłam ciężko. Gojenie się wszystkich ran było bolesne, na szczęście najgorszą część miałam już za sobą. 

Konan obserwowała mnie chwilę, po czym uśmiechnęła się nieznacznie. 

- Zmieniłaś się - stwierdziła nagle, a ja na moment znieruchomiałam. 

Miała rację. Gdy przypominałam sobie chwile, kiedy dopiero, co do nich dołączyłam, wcale nie było mi do śmiechu. Pamiętałam to zagubienie i niezdecydowanie, które towarzyszyło mi na każdym niemal kroku oraz niepewność, czy dam sobie z tym wszystkim radę. Z trudem przychodziło mi samo odszczekanie się komuś, a gdy już mi się udało następowała chwila całkowitego rozbicia i rozważań, czy było warto.

- Już prawie zapomniałam, jaka byłaś, gdy spotkałam cię po raz pierwszy. - Ja pamiętałam doskonale. Jej słowa będą mi towarzyszyć już do końca i będę jej za nie wdzięczna, bo to dzięki niej stanęłam na nogi.

- No, chociaż na tyle się zdało moje przyjście tutaj. - Uśmiechnęłam się szeroko. Dobrze było od czasu do czasu móc z kimś normalnie porozmawiać, a Konan była dla mnie najodpowiedniejszą osobą do zwierzeń. Zajęła się mną i jako jedyna miała moje pełne zaufanie. 

Drzwi otworzyły się z hukiem i wpadł przez nie rozentuzjazmowany, jak mi się wydało, Tobi.

- A Sasori-senpai i Deidara-senpai wrócili z misji godzinę temu! - zawołał, a we mnie aż się zagotowało. Godzinę?

- Godzinę powiadasz... Czemu dopiero teraz mi o tym mówisz?! - zmrużyłam oczy z trudem powstrzymując się od zamordowania tego małego dziada. Ten natomiast pomachał mi rękami przed nosem i pokręcił głową.

- To nie Tobi'ego wina! Deidara-senpai powiedział, żeby Tobi siedział cicho i Tobi'ego cały czas pilnował! - Ta wstrętna blond... - Ale Tobi uciekł! A Sasori-senpai jest w pokoju Rin-san! - Zamrugałam kilkakrotnie zdezorientowana, po czym spojrzałam pytająco na niebieskowłosą, która zachichotała.

- No idź - rzuciła wesoło, a ja momentalnie rzuciłam się do wyjścia. W końcu wszystko mogło być w porządku. Nareszcie mogłam stanąć przed nim i bez ukrywania czegokolwiek udowodnić, jak wiele dla mnie znaczył. Nie było zatem mowy, abym przegapiła taką szansę. Gdy otwierałam drzwi do pokoju, moje serce waliło jak oszalałe, a w gardle czułam istną pustynię. Przełknęłam głośno ślinę, po czym nacisnęłam klamkę.
Stał odwrócony tyłem, tuż przy moim biurku, ale słysząc hałas zerknął na mnie przez ramię.

- Strasznie długo ci zajęło wypełnienie tej misji - stwierdziłam lekko ochrypłym głosem, który był ledwo słyszalny, jednak lalkarz spojrzał gdzieś w bok i odetchnął cicho.

- Nie sądziłem, że naprawdę ci się udało. Nie docierało do mnie, że Pain'owi jednak nie odbiło, a ty rzeczywiście wróciłaś. Nawet nie wiesz, jak irytujący był fakt, że po raz kolejny musiałem się przez ciebie denerwować, ty głupia dziewucho. - Głos mu lekko zadrżał, co do reszty mnie rozczuliło. Musiałam być faktycznie strasznie głupia, skoro tak na mnie działał. Wyglądało na to, że nie tylko ja się stresowałam samą rozmową...

- Wybacz, taki już mój urok - zażartowałam, na co spojrzał na mnie spode łba.

- Urok, co? - Podszedł do mnie powoli, po czym odgarnął kosmyk moich włosów za ucho. - Nie wolno ci już nigdy tak mnie straszyć - powiedział, a ja uśmiechnęłam się szeroko.

- Wygrałam - oświadczyłam triumfalnym tonem, a Sasori spojrzał na mnie zaskoczony. - "Zobaczymy, ile tu wytrzymasz". Tak mi kiedyś powiedziałeś - wyjaśniłam.

Pochylił się nade mną, jedną dłoń wplatając w moje włosy, a po chwili jego usta zetknęły się z moimi, najpierw niepewnie, jakby nadal wątpił w to, że przed nim stoję, po chwili drugą ręką przyciągnął mnie w pasie pogłębiając pocałunek. Przyjemne ciepło rozlało się po moim ciele powodując drżenie kolan, tak, że z trudem mogłam utrzymać się na nogach. Zacisnęłam więc dłonie na jego koszuli przyciągając go bliżej siebie. Nieważne, że musiałam się tyle namęczyć, bo było warto. Oto miałam odpowiedź na wszystkie, dręczące mnie do tej pory, wątpliwości: Nie mogłam trafić lepiej. 


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

1 komentarz:

  1. Na początku pięknie dziękuję za dedykację. ^^
    Jejku jeeeeeeeeejku, Sasori Ty kochany misiu <3 cudownie, że wszystko między nimi w porządku. No i że Rin żyje. Masz szczęście, że jej nie uśmierciłaś, bo źle by z Tobą było. :>
    Chyba za każdym razem będę się zachwycać Twoim stylem pisania. Czuć taką lekkość i tak przyjemnie się to czyta. :) Jedyną wadą jest to, że piszesz zdecydowanie za krótko i za rzadko! Bierz się do roboty, kochana i pisz. :>
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń

Music