- Co przez to rozumiesz? – Pain wpatrywał się we mnie wyraźnie niezadowolony. Splótł ręce na piersi i odchylił się do tyłu na krześle. Wiedziałam, że to mu się nie spodoba, ale mógłby wykazać odrobinę zrozumienia. W końcu jakby nie patrzeć, nie robiłam tego, bo chciałam, po prostu po raz kolejny nie miałam innego wyjścia.
- Dokładnie to, co powiedziałam. Chcę opuścić organizację – odparłam chłodno, a on tylko westchnął.
- Na jak długo? – Uśmiechnęłam się lekko pod nosem. Wiedziałam chociaż, że nie wątpił w mój powrót.
- Na tyle, ile będzie trzeba. Wiąże mnie umowa z Kyo, z której niestety muszę się wywiązać. A to może zająć dłuższą chwilę. – Spojrzał na mnie uważnie i już widziałam, że żąda dokładnych wyjaśnień. – Zobowiązałam się pomóc mu w misji wglądu w organizację Orochimaru. Oczywiście jak jeszcze żył. – Zacisnęłam na moment pięści. Czy mogłam to tak nazwać? – Jak zapewne Itachi lub Sasori ci donieśli, rodzina Sonoko, a głównie matka Kyo, zajmowali się różnego typu eksperymentami. Jednak z tego, co udało mi się sprawdzić w ostatnich dniach, większość z nich była podobna do tych, które robi Sannin. Gdy zawieraliśmy tę umowę, nie miałam o tym pojęcia i, jeśli mam być szczera, niespecjalnie mnie to obchodziło. Jednak teraz stało się dość dużym problemem. Nie mam też jak wymigać się od układu, został przypieczętowany przez jedno z zakazanych jutsu.
- Co dostałaś w zamian? – Zbladłam. Poczułam, że zbladłam. Nie spodziewałam się tego pytania i bynajmniej nie zamierzałam na nie odpowiadać. – Rin. – Usłyszałam jego naglący ton głosu.
- To nie Lidera sprawa. Moje życie prywatne z tamtego okresu nie jest niczyją sprawą – wycedziłam zirytowana. Czy zawsze wszyscy musieli zawsze wszystko o mnie wiedzieć?
Spodziewałam się jakiegoś wybuchu gniewu ze strony mężczyzny, ten jednak tylko pokiwał głową. Skłoniłam się lekko i skierowałam do drzwi, gdy zatrzymał mnie tuż w progu.
- Poprosiłaś o wymazanie wspomnień – powiedział, a ja zamarłam. – Pytanie tylko, czego one dotyczyły… - Poczułam ostry ból głowy i odruchowo chwyciłam się za skronie.
- Nic nie mów! – Odwróciłam się do niego przodem i uderzyłam plecami o drzwi. Zamazane obrazy przelatywały mi przed oczami. Wiedziałam, jaki był warunek, aby wspomnienia nie wróciły. Nie można było nic o nich mówić. A skoro było to coś, czego nie chciałam pamiętać, to tak miało pozostać.
- Jak ona miała na imię? Aya? – Głos Paina był oschły i nieprzyjemny, a mnie powoli zaczęło zasychać w gardle. – Poszukałem sobie, co nieco. Wygodna z ciebie kobieta, muszę przyznać. Niby taka uczuciowa i zaradna, a jednocześnie zdecydowana usunąć każdego, kto stanął na jej drodze. Interesujące.
- Zamknij się… – Wymacałam klamkę i otworzyłam z hukiem drzwi. Musiałam się znaleźć jak najdalej od niego. Wciąż czułam ten pulsujący ból, a moje ciało pokryła gęsia skórka. Co to w ogóle miało być?!
Dosłownie wpadłam do swojego pokoju i zaczęłam się pakować. Miałam w głębokim poważaniu jego pozwolenie na opuszczenie siedziby, chciałam się z niej tylko wydostać. Chwyciłam torbę, dołożyłam do niej resztę kunai i wyszłam z pomieszczenia. Gdy skręciłam za róg, ze swojego pokoju wyszedł Deidara w samym ręczniku. No proszę, czyli to jednak jest facet. Gdy mnie zobaczył, przystanął i prychnął.
- Wybierasz się gdzieś? – spytał, kiedy go mijałam. Zatrzymałam się i uśmiechnęłam lodowato.
- Owszem. – Moją uwagę przykuł obrazek, który zobaczyłam przez uchylone drzwi jego pokoju. W pomiętej pościeli, w co najmniej nieprzyzwoitej pozycji leżała dość… specyficzna dziewczyna z pomarańczowymi włosami. Zdecydowanie starsza od samego blondyna. Przeniosłam na niego wzrok i mój szyderczy uśmiech tylko się powiększył.
- Nie umiesz już sobie nawet znaleźć normalnej dziewczyny, tylko panienki z burdeli sprowadzasz? Jak uroczo – rzuciłam. Zmrużył oczy i podniósł na mnie rękę. Moje ciało samo zareagowało, chwytając go za nadgarstek i przyciskając do ściany. – Nie waż się tak robić nigdy więcej – warknęłam. W jego spojrzeniu na moment dostrzegłam zaskoczenie, powoli ustępujące wściekłości, ale i w penym stopniu zaciekawieniu.
- Mistrz Sasori wie, jaka jesteś pod tą cukierkową powłoczką? – spytał złośliwie, a ja na moment zaniemówiłam. Nie dlatego, że mnie to ruszyło, ale dlatego, że w tym, co powiedział, było nieco racji.
Yuuko…
Słucham? – Jej niewinny ton głosu odbijał się echem w mojej głowie.
Przestań mi mieszać w głowie!
Da się bardziej? Daj spokój, dobrze wiem, że masz go dość. Tylko cię wyręczam i mówię za ciebie głośno to, czego ty byś nie powiedziała.
To może mi teraz z łaski swojej powiesz, skąd inni mają wiedzieć, kiedy to ja się udzielam, a kiedy jakaś nawiedzona wariatka z przeklętej świątyni?
Już się wredna robisz. Jak miło.
- A co? Twoja obsesja na jego punkcie jeszcze bardziej się pogłębiła, że cię to obchodzi? – Nie chciałam odpowiedzi. Niczego już nie chciałam, poza świętym spokojem. Puściłam go i bez słowa skierowałam się do wyjścia.
- Mistrz wie, że odchodzisz? Zgodził się? – Usłyszałam jeszcze krzyk artysty. Spojrzałam na niego zza ramienia i uśmiechnęłam się.
- Gdyby się nie zgodził, to bym nie wychodziła – odparłam. Jedyne, co mi pozostało, to spotkać się z Kyo. Do tego zignorować to, co kiedyś nas łączyło. Tylko, czy aby na pewno tego właśnie chciałam?
* * *
Stając przed nim po raz kolejny przeklinałam swoją głupotę sprzed tych kilku lat. Jak mogłam być tak lekkomyślna? Nawet dziecko wie, żeby dokładnie sprawdzić, co się obiecuje. Co więc było takiego we wspomnieniu, którego usilnie chciałam się wtedy pozbyć? Oczywiście do głowy mi nie przyszło, że kiedykolwiek znajdę się w tak absurdalnej sytuacji.
- Jednak jesteś. – Jego spojrzenie w ogóle się nie zmieniło. Nadal miało w sobie coś ironicznego, zupełnie jakby mógł mnie wyśmiać w dowolnym momencie. I nadal była w nim ta sama czułość, którą kiedyś tak kochałam, a teraz – nienawidziłam.
- Proszę cię, załatwmy to szybko i zapomnijmy o tym, że ponownie się spotkaliśmy – odparłam lekko drżącym tonem, nadal nie do końca wierząc w jego obecność. Ten lekko kpiący uśmiech bezlitośnie przypominał mi dawne czasy.
- Naprawdę postanowiłaś rzucić wszystko w niepamięć, prawda? – To wcale nie zabrzmiało jak pytanie, raczej jak wyrzut, który tylko dodatkowo osiadł na moim sumieniu. Bo czy to, o co prosiłam nie było samolubne? Możliwe, że tak, ale byłam tylko człowiekiem i myślałam w pierwszej kolejności o sobie. Nie miałam dość siły, aby zmarnować wszystko, co udało mi się osiągnąć przez jego powrót. Wiedziałam, że nie uda mi się nigdy o nim zapomnieć i nigdy też tego nie chciałam.
- Wybacz, ale wszystko zaczęło się układać, nie mam zamiaru tego psuć i ranić kolejnych, ważnych dla mnie osób. Nawet jeśli oznacza to zrezygnowanie z ciebie – dodałam patrząc mu prosto w oczy. Zasługiwał na szczerą odpowiedź.
Wyprostowałam się i spróbowałam przybrać odpowiedni wyraz twarzy.
- Idziemy? – Nie mogłam dać po sobie poznać, ile mnie kosztuje samo przebywanie w jego towarzystwie. Wolałabym znajdować się z kimkolwiek innym, choćby z Hidanem, byle nie z nim.
- Zamierzasz wrócić do tego mordercy? – Pytanie zawisło w powietrzu, a ja nie odważyłam się na nie odpowiedzieć, cofając moje postanowienie bycia z nim szczerą. Nie musiałam dawać mu odpowiedzi, ponieważ doskonale zdawał sobie sprawę, jak będzie ona brzmiała. Dlaczego zmuszał mnie, abym powiedziała ją na głos?
- My też jesteśmy mordercami – mruknęłam bardziej do siebie niż do niego, po czym odetchnęłam cicho i poprawiłam plecak. – Gdzie mamy się spotkać z Orochimaru i jaka jest nasza wersja wydarzeń? Wypadałoby, żebym przynajmniej ogólnie orientowała się w całej sytuacji.
Zerkając ostatni raz w stronę Kyo, dostrzegłam w jego spojrzeniu jakby chwilową niechęć, ale nie skomentował mojego zachowania, za co byłam mu wdzięczna.
- Odeszłaś do Akatsuki, aby odsunąć podejrzenia wioski ode mnie i wszystkich innych, po czym czekałaś na mój znak do działania. A teraz wracamy, aby móc spokojnie kontynuować badania. – Ostatnie słowo wymówił z nieukrywanym obrzydzeniem, co mnie nie zdziwiło, bo chyba nikt nie chciałby być wplątanym w tego typu rodzinny „interes”.
- Jesteś pewien, że nie wyda im się to dziwne? Twój powrót z tamtej strony? – Dopiero teraz zaczęło mnie zastanawiać, jak właściwie był on możliwy? Przecież na własne oczy widziałam go konającego, więc jakim cudem stał teraz przede mną?
- Myślę, że kto jak kto, ale akurat oni nie znajdą w tym nic niezwykłego. – Nie takiej odpowiedzi się spodziewałam, bo nie przybliżyła mnie ani trochę, do zrozumienia czegokolwiek.
* * *
Siedziba Akatsuki:
- Znaleźliście już coś? – Do gabinetu Lidera wszedł lalkarz, a zaraz za nim Deidara. O ile ten pierwszy wydawał się być zirytowany i zaangażowany, o tyle ten drugi wyglądał, jakby miał już wszystkiego powyżej uszu. Podszedł do jednego z krzeseł znajdujących się w rogu pokoju i wyjął glinę.
- Nadal nic. Według wszystkich dokumentów, do których udało nam się dotrzeć, powinien być martwy. Nie mamy pojęcia, jakim cudem ożył ani jakie są jego cele. Orientujemy się we wszystkim niemal tak samo, jak ty czy Rin. Z jedną różnicą. – Pain spojrzał na Akasunę i zmrużył oczy. – Zastanawiała mnie ta cała misja z Orochimaru. Ten gad z pewnością nie jest na tyle lekkomyślny, aby przyjmować byłych ANBU do swojej kryjówki bez żadnego zabezpieczenia. Dlatego niemożliwym jest, aby wszystko poszło im tak gładko. O ile Orochimaru sam wszystkiego nie zaplanował, a jeśli tak, to mamy tu dość spory problem – wyjaśnił.
- A więc co dalej? Przecież tego tak nie zostawimy.
- Będziemy szukać dalej. Wysłałem już Kakuzu i Hidana do Ame, aby dokładnie zbadali akta rodziny Sonoko, natomiast Itachi sprawdza miejsce pochówku tego całego Kyo oraz Ayi.
- Aya nie ma z tym raczej nic wspólnego, w końcu sama jest denatką.
- Ona może tak, ale jej bliscy mogli mieć Rin za złe sam fakt, że jej tak bezwzględnie użyła, nie sądzisz? – Po raz pierwszy Lider spojrzał na swojego podwładnego nieco złośliwie. Dziwiła go zmiana w zachowaniu lalkarza z powodu jednej, niewiele znaczącej dziewczynki, choć musiał przyznać, że go zaciekawiła. W miarę jak wgłębiał się w jej przeszłość, dochodził do wniosku, że wcale nie jest taka święta, jakby się mogło wydawać, nawet ,jeśli sama nie zdaje sobie z tego sprawy.
- Pomysł Lidera jest dość ciekawy, ale jest jedno, czego tym razem ja nie rozumiem, un. – Milczący dotąd Deidara odezwał się wyjątkowo znudzonym tonem. Przenieśli na niego wzrok, a ten przewrócił jedynie oczami. – Dlaczego Orochimaru miałby chcieć u siebie tę dziewuchę, un? Bo przecież ona nie ma nic, na czym mogłoby mu zależeć, un - stwierdził z niemałą satysfakcją, lecz ku jego zdziwieniu odpowiedziała mu cisza.
- Owszem, teoretycznie masz rację. Do niedawna jeszcze tak było. – Pain powoli analizował wszystko ponownie, aby po chwili dojść do wniosku, że swoją podwładną musi sprowadzić jak najszybciej z powrotem do siedziby.
- Można jaśniej, un?
- Nic nie miała, do czasu naszej misji w Ame… A to by znaczyło, że… - Lalkarz drgnął, po czym w pośpiechu opuścił pomieszczenie, zostawiając zdezorientowanego blondyna samego. Ten z kolei zerknął na Lidera, który wyglądał na wyjątkowo zadowolonego.
- Deidara, skontaktuj się z Itachim i przekaż mu, że ma dokładnie sprawdzić, co działo się z Rin podczas zadania w Ame-gakure. Możliwe, że nasz najnowszy nabytek nie powiedział nam kilku ważnych rzeczy…
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No i tym rozdziałem rozpoczynam II serię :) Mam nadzieję, ze jakoś uda mi się wrócić do formy. Następne rozdziały już u Orochimaru. Pozdrawiam i życzę wszystkim
WESOŁYCH ŚWIĄT ^^
Czekam na następny ;)
OdpowiedzUsuńWitam, z tej strony Meaghan z Katalog-Naruto.blogspot.com . Twój blog znajduje się w naszym spisie, jednak nigdzie nie widzę na stronie odnośnika do naszego katalogu. Mam nadzieję, że jak najszybciej naprawisz to nieporozumienie. Pozdrawiam i przepraszam za kłopot,
OdpowiedzUsuńŚwietne opowiadanie troszke zagmatwane ale czekam na Rin i Sasooo , którego uwielbiam <3 Muzyka też świetne ;)) Pisz szybko :)
OdpowiedzUsuń~Tamara